piątek, 23 marca 2018

Czarno-biały piątek...

Miałam się nie wypowiadać na ten temat, ale chyba się nie da. 
Pewnie jako jedna z nielicznych przeczytałam projekt ustawy wraz z uzasadnieniem. Nie wszyscy, którzy dzisiaj protestują to zrobili. Z tego co rozumiem, nikt nie będzie kazał rodzić kobietom, których życie będzie zagrożone i nikt nie będzie kazał rodzić zgwałconej np 12 latce. Chyba, że źle zrozumiałam. Na pewno w projekcie uchyla się punkt, który teraz pozwala dokonać aborcji płodu z wadami genetycznymi. Nie wypowiadam się na temat od kiedy zarodek, płód jest dzieckiem i z jaką wadą można żyć, a z jaką wegetować. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym stała przed taką decyzją. Mimo iż jestem wierząca i w miarę praktykująca, to z wieloma rzeczami, które głosi kościół się nie zgadzam. Widocznie moja wiara nie jest wystarczająca. Wiem na pewno, że nawet wspaniały Papież JPII i Franciszek nie przekonałby mnie do urodzenia dziecka z rozszczepem czaszki, kręgosłupa, wadami serca i innymi wadami, które często występują razem. Na pewno też nie urodziłabym dziecka bez mózgu, które przeżyje godzinę, dwie, może kilka dni. Nigdy. To nie na moje siły psychiczne i fizyczne. Mogłabym się zmagać z zespołem Downa. Mogłabym, albo i nie. Nie wiem tego  i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem.
W ustawie są słowa o prawach człowieka, o pomocy państwa do opieki i leczenia itd, ale łatwo mówić, czy pisać, ale rodzice chorych dzieci wiedzą jak ta pomoc wygląda. Gdyby było tak cudownie, jak to wygląda na papierze, to nie byłoby fundacji, zbiórek na siepomaga i zbierania 1%.
Nie byłoby w szpitalach spania na podłodze pod łóżkiem i płacenia za skrzypiące krzesełko. Temat rzeka.
Nikt nikomu nie ma prawa mówić jak ma żyć. Kto nie chce to nie usunie, a kto chce to zrobi to i tak nielegalnie. Tak było zawsze, jest i będzie. Każdy ma swoje sumienie.
Wczoraj byłam na rehabilitacji z moim dzieckiem. Mam to szczęście, że tylko ma krzywy kręgosłup. Podczas oczekiwania na dziecko widziałam inne dzieci. Między innymi młodą bardzo zmęczoną mamę, która ubierała swoje nie ruszające się, nie mówiące dziecko, które tylko patrzyło i się śliniło. Musiałam ukrywać łzy. Potem w samochodzie mówię do syna, że nie umiałabym tak żyć, że ciągle bym płakała, a on na to "pewnie byś się nauczyła, tak jak ona"...
No i z drugiej strony, czy to dziecko nie ma prawa żyć? Pewnie też coś myśli i czuje. Nie wiadomo, czy chce tak żyć, czy wolałoby nie żyć.
Także nic nie jest czarne, albo białe...Życie ma też inne kolory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz